Maria Teresa Lewandowska (1905-1980)

Maria Teresa Lewandowska córka Nikodema i Marianny urodziła się  w Radziejowie w dniu 7.08.1905 roku.  Po czterech klasach gimnazjum humanistycznego ukończyła seminarium nauczycielskie, a następnie Szkołę Pielęgniarstwa Polskiego Czerwonego Krzyża. Po uzyskaniu dyplomu rozpoczęła pracę w tej samej szkole jako asystentka dyrektorki i instruktorka. Potem była inspektorem w  Zarządzie Głównym PCK.

W 1938 roku Zarząd Główny PCK oddelegował ją do szpitala polowego w Cieszynie, gdzie była przełożoną pielęgniarek.  We wrześniu 1939r otrzymała kartę mobilizacyjną do szpitala polowego Sarny na Wołyniu. Nie dojechała wskutek działań wojennych, pociąg sanitarny zbombardowali Niemcy. Na drugi dzień weszły wojska radzieckie. Do Warszawy wróciła na piechotę.

Natychmiast po kapitulacji Warszawy, we wrześniu 1939 roku  zgłosiła się na ochotnika do Służby Zwycięstwu Polski. Od września 1939 roku do maja 1940 roku była żołnierzem SZP i ZWZ (Służby Zwycięstwu Polski i Związku Walki Zbrojnej) w Grupie Dyspozycyjnej majora Stanisława Piękosia, pseudonim „Skała”. Pułkownik Antoni Szanajca pseudonim „Kortum” tak o niej pisze:

„Maria Teresa Lewandowska pseudonim „Myszka” ukrywała ciężko rannego swego dowódcę w swoim mieszkaniu w Warszawie przy ulicy Wilanowskiej 4 m. 44, które zajmowała w charakterze sublokatorki. Z własnej inicjatywy z pełnią odwagi i ryzyka pilotowała łączników organizacyjnych, wykorzystując w tym celu swoje służbowe wyjazdy po żywność dla szpitala i pracowników PCK, co miało miejsce dwa razy. Maria Lewandowska została sypnięta przez jednego z łączników Grupy Dyspozycyjnej „Skały” i aresztowana w nocy z 15 na 16 maja 1940 roku przez Gestapo w swoim mieszkaniu wraz z czterema osobami, żołnierzami Polski Podziemnej: brat stryjeczny Stanisław Piękoś, Michał Osiowski, Władysław Żurek i Edward Lewandowski – brat „Myszki”. Przez dwa tygodnie więziona na Pawiaku, była badana w alei Szucha w gmachu Gestapo osławionymi metodami zmuszana, aby zdradzić majora Piękosia, lecz „Myszka” nikogo nie wydała. W trzecim tygodniu została wywieziona do więzienia w Inowrocławiu, gdzie miała miejsce konfrontacja ze Stefanem Czerwińskim”.

Aresztowana w nocy z 15 na 16 maja Myszka była więźniem Pawiaka. W czasie tego pobytu była kilkakrotnie przewożona na badania w al.Szucha i tam była bita i torturowana.

Z Inowrocławia Myszka została przewieziona do więzienia w Toruniu, skąd we wrześniu wywieziono ją do Berlina, do wiezienia przy Alexanderplatz. W miesiąc później znalazła się w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück.

Do Ravensbrück. przybyła transportem w dniu 26 października 1940 roku i otrzymała numer obozowy 4921*/.

W obozie Ravensbrück. Myszka trafiła do bloku nr 16, „koszmarnej szesnastki” według określenia Wandy Dobaczewskiej, która swą książkę pt. „Kobiety z Ravensbrück.” zadedykowała: „towarzyszkom z koszmarnej szesnastki, spod bestialskiej ręki Grety Muskuller”.

W Ravensbrück. Myszka ciężko pracowała fizycznie, między innymi wyładowywała cegły przy budowie i przewoziła kamienie i piasek. Prace te opisuje więźniarka Brygida Linowiecka (akta IPN GK 186/5 tom 12 karta 232):

„Dziennie przerzucałyśmy 17.000 cegły nie wypalonej. Była szalenie ostra i pracować bez rękawic było męczarnią nie do opisania. Cegły były zalane krwią, a ręce – to była jedna wielka rana. Praca była na akord.. Trzeba się było spieszyć. Co chwila na nasze głowy spadają przekleństwa i baty. Cegły przechodzą tak szybko,że nawet nie ma czasu wytrzeć czoła ani nosa. Krew leje się tak strasznie, że nie można zatamować, bo nie ma szmat. A tu słyszy się: weiter, dalej, szybciej. Krzyczą Niemki, psy rzucają się, jedną z naszych ugryzł w nogę, innej skoczył na piersi. Niemki zaśmiewają się z wyczynów psów. Nas to jeszcze więcej przeraża. Znów jedna zemdlała – wody nie wolno jej podać. Woda to kosztowna rzecz, a życie więźnia nie jest tyle warte, co kubek zimnej wody. A tak wyglądała praca przy wożeniu piasku: wozimy pełne taczki piachu pod górę po wąskiej desce i trzeba dużo siły, żeby ten ciężar powstrzymać.  Inne przesypują piasek z kupki na kupkę – praca łańcuchowa, bardzo męcząca. Zdaje się, że krzyż lada moment się złamie. Ręce tak obolałe, że nie można utrzymać łopaty. Same już nie wiemy, gdzie praca lżejsza, czy ten kołowrót ceglany, czy piasek.”

A oto, co pisze sama Maria Lewandowska na temat wykonywanej pracy w swym oświadczeniu z dnia 9.10.1970 roku dotyczącym pobytu w więzieniach i obozach koncentracyjnych oraz eksperymentów pseudo medycznych::

„praca fizyczna w polu, karczowanie lasu, wyładowywanie materiałów budowlanych z berlinek, podawanie cegieł przy budowie, przesypywanie i wożenie piasku „lorkami”, niwelowanie terenu pod uprawny ogród, wożenie węgla taczkami do domu SS-manki itp. prace w różnych kolumnach. Nad sprawnością pracy czuwały „kapo – kolonki” więzione razem z nami, ale wrogo nastawione i Niemki – dozorczynie z wilczurami na smyczach. Psy te niejednokrotnie rzucały się na „Pasiaki”. W zimie 1940/41 roku w dniu bardzo mroźnym i wietrznym (około -30 stopni C) w czasie wożenia węgla, spadły mi na lewą nogę taczki z węglem ze zmarzniętych rąk współtowarzyszki. Oprócz potłuczenia w wyniku tego powstały dwie bolesne rany. Byłam zwolniona z pracy w polu. Czas choroby spędzałam w bloku z nogą wysoko ułożoną na taborecie, przy czym w czasie choroby kazano mi robić pończochy na drutach. Dzięki życzliwości i ofiarności jednej z współwięźniarek pracującej w szpitalu, otrzymałam materiał opatrunkowy i mogłam codziennie zmieniać opatrunki. Rany wygoiły się stosunkowo szybko. W 1947 roku na tej samej nodze, w miejscu, gdzie więcej spływała ropa, zaczął rosnąć guz – był wielkości przekrojonego jajka. Zlikwidowano go naświetlaniami RTG. Ciężka praca fizyczna, niedostateczne wyżywienie, chora noga spowodowały, że ważyłam około 39 kg”.

Wtedy znów współtowarzyszki pomogły w umieszczeniu Myszki w kolumnie kuchennej i zapewne dzięki temu przetrwała obóz.Dalej pisała w oświadczeniu:

„Praca w kuchni była ciężka, często po kostki w wodzie, ale pod dachem. W 1941 roku nam, z kolumn kuchennych zaczęto pobierać krew w większych ilościach”… „Pobierano około pół litra. Zabiegi te wykonywano, jak na komendę, brutalnie, bardzo grubymi igłami, szybko. Ile komu pobrano krwi – laborantki nie informowały, ale ja, po każdym oddaniu krwi wracałam do pracy bardzo osłabiona i z pomocą. Ubytek krwi uzupełniałyśmy piciem słonej wody”… „W wyniku powyższego zaczęłam często chorować i wiosną 1943 roku z obustronnym zapaleniem płuc i ogólnym całkowitym wyczerpaniu, przewieziono mnie do szpitala, gdzie pełniły funkcje lekarki i pielęgniarki radzieckie”… „Po powrocie ze szpitala też pobrano krew ode mnie”… „W okresie od powrotu ze szpitala  do sierpnia 1944 roku pobierano krew jeszcze cztery razy, ale już w mniejszej ilości,  około 20 cm.”

Krew pobierano od Myszki przez okres trzech lat – trzy, cztery razy w roku. Pobieraną od więźniarek krew wykorzystywano na pożywki dla ozdrowieńców w szpitalu w Hochenlichen.  (Szpital w Hochenlichen, niedaleko Berlina to był szpital, w którym zbrodniczy lekarze niemieccy wykorzystywali doświadczenia wykonywane przez nich samych na więźniarkach obozu Ravensbrück. (tzw. „królikach”)).

Więźniarka Ravensbrück. Zofia Abramowicz nr obozowy 3499 w oświadczeniu złożonym w dniu 3 września 1973 roku pisze:

„Marię Lewandowską poznałam w obozie koncentracyjnym Ravensbrück., gdzie jako więźniarki polityczne przebywałyśmy od 1940 roku. Latem 1941 roku komisja SS włączyła nas, jako pracownice obozowej kuchni do akcji przymusowego krwiodawstwa. Od każdej z nas brano jednorazowo około pół litra krwi. Nie mogłyśmy uchylić się od tej niezmiernie przykrej daniny. Nikt nas o zgodę nie pytał. Dozorczyni odprowadziła nas do rewiru i kazała czekać pod drzwiami izby, w której urzędował personel lekarski; wchodziłyśmy pojedynczo. Maria Lewandowska wróciła do bloku bardzo osłabiona. A gdy po paru tygodniach zabieg powtórzono, wystąpiły objawy skrajnego wyczerpania organizmu, skarżyła się na zawroty głowy i wypadanie włosów”.

Zeznanie złożyła również Elżbieta Kotarska numer obozowy 3308:

„Marię Teresę Lewandowską poznałam w obozie koncentracyjnym Ravensbrück w 1940 roku. Miała ona numer 4921, pracowała wraz ze mną w kuchni więźniarskiej, obie mieszkałyśmy w tym samym bloku. Na wiosnę 1941 roku byłyśmy włączone do grupy przymusowych krwiodawców. Zabieg ten przeprowadzano brutalnie, pod groźbą surowych kar i powtarzano parokrotnie. Poważny ubytek krwi spowodował fatalne skutki wyniszczające w wycieńczonych i wygłodzonych organizmach. Wkrótce potem koleżanka Lewandowska zachorowała poważnie na płuca i przez dłuższy czas przebywała w obozowym szpitalu na tzw.  rewirze. Straciła ponadto zęby.  Do kraju powracała bardzo schorowana.”

Irena Mieszkowska z Brodnicy, więźniarka o numerze obozowym 3232 w zeznaniu  z dnia 23 09.1973 roku  pisze:

„Marię Teresę Lewandowską nr obozowy 4921 znam z pobytu w obozie koncentracyjnymw Ravensbrück. Mieszkałyśmy w jednym bloku i razem

pracowałyśmy w kuchni. Latem 1941 roku byłyśmy wytypowane przez lekarzy SS na przymusowe oddanie krwi. Wezwano nas grupą do rewiru, kolejno wpuszczano nas do ambulatorium. Pamiętam, Lewandowska Maria po wyjściu z izby przyjęć była bardzo zmieniona, słaniała się na nogach i powiedziała, że pobrano jej dużo krwi, co uczyniono również ze mną, gdy w kolejności wezwano mnie do ambulatorium. Zarówno mnie, jak i Marii Lewandowskiej pobrano znów ponad pół litra krwi. Byłyśmy bardzo wycieńczone i w wielkim wysiłku wykonywałyśmy dotychczasową pracę fizyczną. Zwolnienia z pracy nie otrzymałyśmy.”

Mimo złego stanu zdrowia, Myszka włączyła się do ruchu oporu i jako fachowa pielęgniarka niosła pomoc współwięźniarkom. Leżąc na zapalenie płuc w „rewirze”, bloku prowadzonym przez lekarki i pielęgniarki radzieckie, nawiązała z nimi kontakt konspiracyjny, co ułatwiło jej zdobywanie materiałów opatrunkowych i leków.

W dniu 17 sierpnia 1944 roku, kiedy zaczęły napływać transporty kobiet z Powstania Warszawskiego, Myszka wraz z liczną grupą więźniarek została przewieziona pociągiem towarowym do Magdeburga. W tej grupie była również Hanka Czarniecka, Filomena Kajderowicz, Eugenia Koellnerowa – Sularzycka, Janka Koczwarska i inne. W Magdeburgu była  filia obozu koncentracyjnego Buchenwald – Atbeitslager 101, komando Magdeburg. Tu Myszka otrzymała nowy numer obozowy 32895/40336. i została zatrudniona w fabryce amunicji „POLTE”.

Porządek dnia w obozie fabrycznym w Magdeburgu według o zeznań więźniarek tego obozu znajdujących się w aktach IPN-u był następujący:

„O godzinie wpół do 4-ej rano pobudka. Lager Alteste krzyczał ponurym głosem „Aufstehen”. Wstajemy, szybkie nerwowe mycie w zimnej umywalni i zimnej wodzie. Ubieranie się, słanie łóżek, porządek na bloku, wydawanie kawy. Na wpół senne, przemęczone, przemarznięte do szpiku kości wychodzimy przy świetle latarni na apel. Tęgi mróz nie stanowił przeszkody. Stałyśmy na wpół nagie, bosymi nogami tupałyśmy w ośnieżoną ziemię, aby rozgrzać się trochę. Te dwie godziny poprzedzające odejście komando do pracy, to jest do godziny 6-ej stałyśmy podczas gdy liczono nas nieopisanie dużo razy., jak gdyby uczyli się na nas sztuki liczenia. Od godziny 6-ej rano do 6-ej wieczór pracowałyśmy w fabryce z półgodzinną przerwą na obiad. W godzinach pracy nie wolno było usiąść nawet na chwilę. Po skończonej pracy i powrocie z fabryki o godzinie wpół do 7-ej powtórny apel, jeszcze bardziej męczący dla głodnych i zmęczonych, dokładne sprzątanie sal, mycie ubikacji. Towarzyszyły temu wyzwiska, nieprzyjemne epitety ze strony dozorców i bicie. Potem rozdzielenie skromnej kolacji i można się było położyć na twarde posłanie, które dla naszych zmęczonych ciał wydawało się łożem królewskim, szczęśliwe, że znowu przepchnęłyśmy dzień pełen udręczeń i poniżeń. O godzinie 9-ej następowało zamykanie drzwi bloku na klucz poprzedzane zazwyczaj siarczystym przekleństwem i od tej pory obowiązywała cisza nocna. Niedziela, zamiast upragnionego odpoczynku przynosiła jedno pasmo tortur i wyrafinowanych w swym sadyzmie kar. Przy braku wody same musiałyśmy o 7-ej rano ciągnąć z miasta olbrzymie beczki wody, zanosić zmarłe do krematorium, dźwigać kamienie, przenosić piasek z miejsca na miejsce, a co najgorsze, w największe mrozy stać godzinami na apelu. W rozdzielaniu prac nie było żadnej myśli przewodniej, były tylko złe intencje zabicia naszej energii nieproduktywną pracą. Pracujące na nocnej zmianie musiały też zapłacić drogo za spanie w dzień. Brutalnie wyrywano zmęczone śmiertelnie, słaniające się na nogach do przyniesienia chleba, do dźwigania zupy, do kąpieli (oczywiście zimnej), do odwszawiania lub do przeglądu lekarskiego, który był tylko de nomine, bo de facto nie dawał nic konkretnego,  to znów urządzano jakiś karny apel – za winy nie popełnione. Tak wyglądały niedziele, kiedy zamiast należnego odpoczynku, cały dzień mijał na zbytecznych, destrukcyjnych czynnościach sadystycznie obmyślanych”

Praca w fabryce była bardzo ciężka. Pracę tę w normalnych warunkach wykonywali mężczyźni. W czasie pracy nie wolno było usiąść ani na chwilę. Słynne były aufzjerki (dozorczynie) o nazwiskach Pridrich i Panof, które znęcały się nad więźniarkami, a szczególnie nad Polkami, biły i dręczyły kilkugodzinnymi „stójkami” na mrozie i deszczu bez okrycia, nie uznawały choroby zmuszając chore więźniarki do pracy. Powszechnie znana była historia młodej 18-letniej dziewczyny, która przy pracy popsuła maszynę. Starała się ją naprawić, ale bezskutecznie. Majster uznał to za sabotaż, zbił ją i w porozumieniu z oberaufseherin wsadzono ją do bunkra.Po 2 tygodniach w obecności czterotysięcznej liczby więźniarek powieszono ją.

Obóz został wyzwolony przez wojska amerykańskie 18 kwietnia 1945 roku.

Na kilka dni przedtem więźniarki wyprowadzono na tzw. pole śmierci. Wtedy niektórym udało się uciec. Myszka i jej przyjaciółka Hanka Czarniecka uciekły i ukryły się na terenie ogródków działkowych. Niemcy wypuścili pościg z psami policyjnymi. Skryły się za altanką modląc się gorąco, żeby ich nie odnalazły.W praktyce obozów koncentracyjnych uciekinierki były bardzo surowo karane – w najlepszym wypadku bunkrem, ale najczęściej karą śmierci. I stała się historia nie do uwierzenia – psy przeszły obok nich i nie poczuły. Pościg ruszył  dalej, modlitwa została wysłuchana. Po wojnie opowiadały o tym, że to był cud.

Ukrywały się nadal na terenie ogródków. Były bardzo głodne nie mając nic do jedzenia, a w kwietniu w ogródkach jeszcze nic nie urosło, nie było żadnych płodów rolnych. Na szczęście Magdeburg zdobyły wojska amerykańskie, które wyzwoliły obóz i otoczyły więźniarki opieką, te jednak marzyły o powrocie do Polski.

Powrót nie był łatwy. Pociągi nie działały, a Magdeburg oddzielała od Polski część Niemiec zajęta przez wojska radzieckie. Przejście przez tą strefę było niebezpieczne z uwagi na to, że hordy żołnierzy radzieckich włóczyły się wszędzie i gwałciły kogo się dało. Z tego względu bezpieczniej było iść w większej grupie. Myszka i Hanka powracały do Polski piechotą w grupie 5-ciu osób.

Już 8 czerwca 1945 roku Myszka zarejestrowała się w Polskim Czerwonym Krzyżu w Warszawie  jako powracająca z obozu koncentracyjnego. Myszka wróciła do swojej dawnej instytucji. 16 czerwca podjęła pracę w Warszawie w Zarządzie Głównym Polskiego Czerwonego Krzyża. Zamieszkała w kwaterze PCK przy ulicy Pięknej 24 na wspólnej wieloosobowej sali. Takie były warunki mieszkaniowe w zburzonej Warszawie.

Stan jej zdrowia po przeżyciach obozowych był zły. Myszka straciła w obozie wszystkie zęby, nastąpiło bardzo duże osłabienie wzroku. Lekarze stwierdzili uszkodzenie mięśnia sercowego, silny reumatyzm stawowy i mięśniowy, kazali jej nosić pas ortopedyczny usztywniający kręgosłup i stwierdzili psychonerwicę powstałą na tle urazu  poobozowego, czyli tak zwany KZ-syndrom..

Ale mimo tych wszystkich chorób, Myszka pracowała i cieszyła się życiem. Była pogodna, wesoła i uśmiechnięta, a przede wszystkim życzliwa dla ludzi. W tym czasie ludzie byli inni. Nie narzekali na biedę i niewypowiedzianie ciężkie warunki życia. Wszyscy cieszyli się, że żyją, że wojna się skończyła i z ogromną radością witali każdego powracającego, ciesząc się, że przeżył.

Zachowało się zdjęcie Myszki z obozowymi koleżankami, z którymi spotkała się w Częstochowie, dokąd pojechały podziękować Matce Boskiej za uratowanie ich.

Po roku zaproponowano Myszce stanowisko vice dyrektorki w Szkole Pielęgniarstwa w Zabrzu. Wobec zamieszkiwania na wspólnej sali – zgodziła się. Później, z uwagi na stan zdrowia, przeniosła się do Krynicy, gdzie pracowała jako przełożona pielęgniarek w sanatorium ZUS, a następnie na podobne stanowisko w Dyrekcji Uzdrowiska w Ciechocinku.

W połowie 1954 roku wróciła do Warszawy, gdzie przepracowała jeszcze następne 21 lat w służbie zdrowia. Otrzymała wtedy razem z drugą pielęgniarką, Krystyną Wąsowską wspólny pokój w cztero-pokojowym mieszkaniu. Pokój ten był przechodni. Wszyscy zamieszkujący to mieszkanie (początkowo 5 osób, potem  9 osób) przechodzili przez ten pokój, który nie mógł być zamykany na klucz. Mając matkę, emerytkę, nie mogła jej zabrać do siebie, nie mogły w tych warunkach mieszkać razem. Po pracy nie mogła odpocząć, ani przygotować materiałów do pracy na dzień następny. Po jakimś czasie otrzymała przydział na osobny pokój w tymże czteropokojowym wspólnym mieszkaniu i pracę w Wydziale Zdrowia na stanowisku inspektora pielęgniarek pediatrycznych. Następnie pracowała jako inspektor oświaty sanitarnej  na  Stacjach Epidemiologicznych.

W 1958 roku zapisała się na 3 letni kurs Uniwersytetu Powszechnego Towarzystwa Wiedzy Powszechnej na Wydziale Medycyny Społecznej. Jak wynika z indeksu, zaliczyła wykłady z anatomii, fizjologii, higieny, oświaty sanitarnej, psychologii, mikrobiologii, chorób zakaźnych, gruźlicy, reumatologii, rehabilitacji, leczenia nowotworów, pediatrii i farmakologii. Oprócz tego Myszka uczęszczała na kurs języka rosyjskiego, który ukończyła z wynikiem dobrym.

Przy tych wszystkich pracach i nienajlepszym stanie zdrowia Myszka zawsze udzielała się społecznie. Należała do Związku Byłych Więźniów Politycznych, a po jego likwidacji przez władze komunistyczne, do ZBOWiD-u i w jego ramach pracowała społecznie w sekcji socjalno – bytowej. Pomagała i opiekowała się byłymi koleżankami z obozu Ravensbrück, które zaawansowane wiekiem, chore i słabe potrzebowały pomocy, należała do Klubu Ravensbrück.. Pozostały pisma dziękczynne Klubu Ravensbrück. przy Warszawskim Okręgu ZBOWiD, zawierające stwierdzenie, że  „koleżanka Maria Lewandowska pracuje z oddaniem w sekcji samopomocy poświęcając swój czas na serdeczną opiekę nad starszymi i chorymi koleżankami obozowymi”. Niezależnie od tych prac, pomagała każdemu, kto jej pomocy potrzebował.  Była człowiekiem niezwykle dobrym i życzliwym dla wszystkich.

Kiedy mój ojciec zachorował ciężko, a ja wyczerpałam wszystkie możliwości zwolnień  lekarskich na opiekę nad nim, i musiałam wracać do pracy, napisałam do Myszki. Myszka natychmiast po otrzymaniu listu przyjechała i przez dłuższy czas przyjeżdżała codziennie o 7-ej rano pozostając przy ojcu do momentu mojego powrotu z pracy. Trwało to aż do kompletnego wyzdrowienia ojca. A przecież miała wtedy 75 lat.

Myszka od sierpnia 1966 roku przeszła na emeryturę, a w 1976 roku otrzymała przydział na pierwsze w jej życiu samodzielne mieszkanie – ładną kawalerkę przy ulicy Grójeckiej 71/73 m.35.

Wielokrotnie starała się o odszkodowanie za swój pięcioletni pobyt w więzieniach i obozach koncentracyjnych oraz za utratę zdrowia.  Jednak mimo 5-cio letniej pracy niewolniczej, mimo całkowitej utraty mienia osobistego, utraty zdrowia i mimo przymusowego pobierania od niej krwi przez trzy lata, nie dostała żadnego odszkodowania, a wielokrotne pobieranie krwi nie spowodowało uznania jej za „królika doświadczalnego”. Fabryka Polte też nie wypłaciła żadnego odszkodowania.

W uznaniu jej pracy zawodowej i społecznej została odznaczone w dniu 12 marca 1980 roku Orderem Odrodzenia Polski.

A na koniec jeszcze kilka słów o rodzinie Myszki.

Jej brat, Edward Lewandowski został wraz z nią aresztowany przez Gestapo w nocy z 15 na 16 maja 1940 roku. Przeszedł przez te same więzienia, co Myszka, potem poprzez różne obozy koncentracyjne, został „królikiem doświadczalnym” w obozie w  Dachau. Zaraz po zakończeniu wojny powrócił do Polski.

Drugi brat Myszki, Tadeusz Lewandowski w okresie międzywojennym, w wieku 18 lat jako ochotnik zgłosił się do wojska i odbył 19–miesięczną służbę, następnie rozpoczął pracę na kolei. W maju 1941 roku został wywieziony do obozu pracy w Lipsku i po 4-ro letniej pracy przymusowej w fabryce  silników samolotowych, wrócił do Polski w sierpniu 1945 roku. Po wojnie pracował w Gdańskim Biurze Odbudowy Portu,  a następnie w Stoczni Gdańskiej.

Ojciec Myszki, Nikodem Lewandowski po aresztowaniu córki i syna  był wielokrotnie przesłuchiwany przez Gestapo. Zmarł w dniu 11 listopada  1943 roku.

Najmłodszy z rodziny, siostrzeniec Myszki, Wojtek Stankiewicz w wieku chłopięcym w czasie wojny pełnił odważnie i gorliwie rolę gońca miejscowej komórki ruchu oporu i przenosił tajną korespondencję oraz zbierał datki na rzecz więźniów i jeńców. Ze względu na swój młodociany wiek, nie mógł sam, bez pomocy starszych załatwić różnych czynności. Wtedy pomagała mu babka, Marianna Lewandowska (tzn. matka Myszki), towarzyszyła mu na pocztę do Brześcia Kujawskiego (około 10 kilometrów) w celu wysyłki paczek żywnościowych dla więźniów i jeńców, do obozów koncentracyjnych i do obozów pracy. Tą drogą i Myszka otrzymywała paczki przysyłane do Ravensbruck i do Buchenwaldu.

Myszka zmarła nagle, na serce w dniu 3 listopada 1980 roku. Pochowana została na Północnym Cmentarzu komunalnym w Wólce Węglowej – kwatera II rząd 2-gi grób 2-gi.  W nekrologu napisano o niej:

„Człowiek wielkiego serca i poświęcenia, spieszący zawsze z pomocą potrzebującym aż do ostatnich dni życia”.

*/ W muzeum KZ Ravensbrück. mieszczącym się w dawnym Sztrafbloku w izbie poświęconej Polkom znajduje się księga zatytułowana „Registrierungen und Transporte von tschechisschen und polnischen Frauen in das KZ Ravensbruck 1939/40” jest adnotacja pod datą przybycia do obozu 26.10.1940r: „Lewandowska Maria Teresa nr 4921 geb. 7.08.1905, Polin, Politisch”. Księgę te oglądałam w dniu 11.07.2010 roku –TK)

opracowała Teresa Krzyżanowska

 

w Ciechocinku Zjazd więźniarek Ravensbrück w Częstochowie Zjazd więźniarek Ravensbrück w Częstochowie -Myszka Lewandowska z prawej strony u góry

 






Ze zbiorów prywatnych p. Teresy Krzyżanowskiej

Listy z  Ravensbrück - list 1
Listy z  Ravensbrück - list 2
Listy z  Ravensbrück - list 3

 

Listy z  Ravensbrück - list 4 Listy z  Ravensbrück - list 5 Listy z  Ravensbrück - list 6

 

Listy z  Ravensbrück - list 7 Listy z  Ravensbrück - list 8 Listy z  Ravensbrück - list 9

 

Listy w zbiorach CAPP, przekazane przez p. Teresę Krzyżanowską