Emilia Nakonieczna ( I voto Ostaszewska ) - (1903-1973)
Odznaczenia:
|
Emilia Ostaszewska Nakonieczna z domu Dubicka urodziła się 17.11.1903 roku w Drohowyżu koło Lwowa. Ojciec jej Wincenty Dubicki był urzędnikiem państwowym w Ministerstwie Rolnictwa. Matka Katarzyna z Petryciów zajmowała się wychowywaniem dzieci, nie wyróżniała wśród starszych synów najmłodszej córki. Drobna, niebieskooka i jasnowłosa Emilia wzrastała w skromnych warunkach i dość surowej atmosferze, w domu o patriotycznych polskich tradycjach, co miało wpływ na ukształtowanie jej silnego i prawego charakteru. Podczas I wojny światowej rodzina Dubickich przeniosła się do Piotrkowa Trybunalskiego, z którym Emilia do końca swych dni była mocno związana, mimo różnych kolei losu. W 1920 r. ukończyła kurs pielęgniarski PCK z trzymiesięczną praktyką szpitalną. W 1922 roku ukończyła Gimnazjum Żeńskie Heleny Trzcińskiej w Piotrkowie. Szkoła ta powstała w latach zaborów, kultywowano w niej tradycje narodowe, zaszczepiano uczennicom miłość do ojczyzny, wysokie zalety moralne i poczucie obowiązku. Emilia wykazywała zdolności humanistyczne. Po złożeniu egzaminów maturalnych została przyjęta na filologię polską - Wydział Humanistyczny Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Znała język francuski, angielski, niemiecki. W 1925 roku wyszła za mąż za lekarza wojskowego Antoniego Ostaszewskiego. Ukończyła drugi kurs pielęgniarski, przerwała studia i razem z mężem wyjechała do Grodna. Pracowała jako asystentka swojego męża. W 1929 roku Państwo Ostaszewscy przenieśli się do Cieszyna na Śląsku. Przez 14 miesięcy Emilia pracowała jako pielęgniarka w Szpitalu Elżbietanek na oddziałach: chirurgicznym, ginekologicznym i dziecięcym. Było to przygotowanie na wypadek wojny. Emilia stykając się na co dzień ze sprawami wojskowymi wiedziała, że wojna jest nieunikniona. Wiedziała też, że wojna wymaga ofiar, a dla ich ratowania potrzebni są lekarze i pielęgniarki. W trakcie przygotowań do wojny Emilia wyjechała do koleżanki do Staszowa w tym czasie wybuchła wojna. Doktor Ostaszewski przeszedł całą kampanię wrześniową w stopniu majora jako szef sanitarny 21 Dywizji Piechoty Górskiej. Po rozbiciu dywizji dostał się do obozu jenieckiego Wermachtu, po długich staraniach żony został niemal cudem zwolniony. W grudniu 1939 r. małżonkowie razem przyjechali do Piotrkowa, oboje podjęli pracę w Polskim Czerwonym Krzyżu i jednocześnie włączyli się w działania konspiracyjnego Związku Walki Zbrojnej. Mieszkali przy ulicy 3-go Maja 14, obok pod 10 było ambulatorium kolejowe, w którym pracowali oraz na ul. Wiślanej w konspiracyjnym ambulatorium. W listopadzie 1942 roku wskutek zdrady zostali aresztowani i wywiezieni do obozu koncentracyjnego w Majdanku koło Lublina. W kwietniu 1944 r. po likwidacji obozu została przewieziona do Auschwitz, wytatuowano jej numer 77364. Doktor Ostaszewski został wywieziony do obozu Gross-Rosen.
Z relacji towarzyszek niedoli wiadomo, że Emilia niejednokrotnie narażając siebie, z wielkim oddaniem pielęgnowała chorych, przytulała do serca dziecięce główki. 27 stycznia 1945 r. wojska radzieckie wyzwoliły obóz. Emilia wróciła do Piotrkowa i podjęła pracę siostry administracyjnej w szpitalu PCK przy ul. Bieruta 14, na oddziale gruźliczym, zakaźnym i wewnętrznym. W maju 1945 r. z niewoli wrócił jej mąż. Wyniszczony i wycieńczony niemal od razu podjął pracę w PCK i w Ubezpieczalni Społecznej. Jak dawniej leczył chorych, opiekował się najbiedniejszymi. Emilia przerwała pracę aby opiekować się schorowanym mężem. W czerwcu 1946 roku doktor Ostaszewski zmarł na zawał serca.
Po niewielkiej przerwie w marcu 1947 r. Emilia podjęła pracę higienistki szkolnej w Gimnazjum im. B. Chrobrego i Technikum Szklarskim. Bardzo kochała dzieci (swoich nie miała), z całym oddaniem pracowała dla dobra młodego pokolenia. We wrześniu 1948 roku zdała Państwowy Egzamin Pielęgniarski i otrzymała prawo wykonywania zawodu pielęgniarki, który był pasją jej życia. W latach 50-tych roku poślubiła adwokata Antoniego Nakoniecznego. W 1954 r. powstała w Piotrkowie pierwsza regularna 3-letnia Szkoła Pielęgniarstwa, dla dziewcząt po szkole podstawowej. Szkoła korzystała z pomieszczeń Gimnazjum Chrobrego i nauka odbywała się w godzinach popołudniowych. Emilia została instruktorką i kierowniczką szkolenia praktycznego. Aby móc sprostać podjętym zadaniom postanowiła kontynuować własną naukę, została przyjęta do 2-letniej Szkoły Pielęgniarstwa w Łodzi. Codziennie dojeżdżała do szkoły. Rano uczyła się sama, a po południu prowadziła zajęcia z uczennicami. Tylko dzięki wytrwałości, sile charakteru i woli zdała egzamin końcowy i zdobyła pełne średnie wykształcenie pielęgniarskie 22.09.1957 r. Dwa lata później. po zamknięciu pierwszej Szkoły Pielęgniarskiej w Piotrkowie Emilia zastała powołana na stanowisko instruktorki pediatrycznej w Wydziale Zdrowia. W marcu 1962 r. objęła funkcję przełożonej pielęgniarek w Przychodni Obwodowej dla miasta i powiatu piotrkowskiego.
Z dniem 1 stycznia 1969 roku przeszła na emeryturę, 31.12.1968 r. została pożegnana przez wszystkie pielęgniarki lecznictwa otwartego, które dziękowały Jej za naukę i trud jaki włożyła w kierowanie ich działaniem dla dobra społeczeństwa, a zwłaszcza dla dobra dzieci i młodzieży.
Emilia Nakonieczna do ostatnich dni swojego życia była czynnym członkiem ZBOWIDu, Polskiego Towarzystwa Pielęgniarskiego i Związku Piotrkowianek. W 1959 r. była jedną z inicjatorek jubileuszowego zjazdu oraz powstania Koła Piotrkowianek, byłych wychowanek średnich szkół żeńskich w Piotrkowie Trybunalskim.
Była zamknięta, miała życie trudne i ciężkie, rzadko rozjaśnione chwilami szczęścia osobistego. W momentach dramatycznych wykazała twardość i niezłomność charakteru.
Zmarła 19.08.1973 r., pochowana na Starym Cmentarzu w Piotrkowie Trybunalskim.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Akta ZBoWiD w Piotrkowie Tryb. NR 20/103, str.18
Związek Walki Zbrojnej- Armia Krajowa
Wywiad z Emilią Nakonieczną
Jak i gdzie przeżyła Pani II wojnę światową?
Mieszkałam w Cieszynie. Moje życie niczym nie różniło się od życia wszystkich ludzi. Mój mąż był lekarzem wojskowym. Był rok 1939. W Czechosłowacji byli Niemcy. Stykając się na co dzień ze sprawami wojskowymi, wiedziałam, że wojna między Niemcami z Polską nieunikniona. Zainteresowania męża były również i moimi. Wiedziałam, że wojna wymaga ofiar, a żeby ich ratować potrzebni są lekarze i pielęgniarki. Ukończyłam więc kurs sanitarny. Wojna zbliżała się wielkimi krokami. Wyjechałam do Staszowa do koleżanki w celu podjęcia pracy na rzecz społeczeństwa. W tym czasie wybucha wojna. Mąż dostał się do obozu jenieckiego Wermachtu, stąd po dłuższych z mojej strony staraniach, zdołałam go uwolnić. Po tym zdarzeniu wyjechaliśmy razem z mężem do Piotrkowa, gdzie mieszkam do chwili obecnej. Od chwili przyjazdu do Piotrkowa rozpoczynam pracę konspiracyjną w Czerwonym Krzyżu. Czerwony Krzyż zaczyna swą działalność. Roztacza opiekę nad rannymi i chorymi, interesuje się rodzinami żołnierzy, którzy zginęli w obronie Ojczyzny. Po jakimś czasie wkracza do miasta policja niemiecka tzw. ,,Sieherheitspolizei’’. Ale dopiero Gestapo zaszło nam za skórę. Zaczęły się aresztowania żołnierzy, oficerów, lekarzy, nauczycieli i innych ludzi, którzy swoja pracą związani byli w jakiś sposób z wojną. Zamykano szkoły, apteki i inne punkty, z których mogłaby płynąć pomoc. Ale naród polski nie załamał się. Powstały tajne organizacje podziemne, nauczyciele organizowali komplety tajnego nauczania. Czerwony Krzyż pomimo, że gestapowcy niszczyli punkty apteczne, zabierając lekarstwa, kontynuował swoja działalność w czym bardzo pomagało mu społeczeństwo. Coraz więcej aresztowań. Niemcy utworzyli w Piotrkowie ghetto dla Żydów. Znajdowało się ono między Farą, ul. Garncarską, Starowarszawską i Zamkową, aż do ul. M. Skłodowskiej-Curie. W tym samym czasie powstaje tajna Szkoła Podchorążych. Celem jej było tworzenie i szkolenie nowej armii. Do organizacji musiały docierać meldunki i rozkazy. Tym zajmowały się łączniczki biorąc na siebie trudną i ryzykowną pracę. Sama należałam do ZWZ- Związek Walki Zbrojnej. Do organizacji należeli różni ludzie ale nikt nie przypuszczał, że znajdzie się wśród nas zdrajca, który wydał organizację w ręce Niemców. Podczas jednej z akcji, która odbyła się 2 listopada1942 r. zostaliśmy wszyscy aresztowani. W więzieniu przebywałam wraz ze swoimi towarzyszkami, a było nas dziewięć- 25-letnia Stefa-była łączniczką, 17-letnia Janka aresztowana za ucieczkę swego brata, Zosia Kuklińska, córka nauczyciela, Janka, Jadzia i inne. W naszych ciężkich pomagał nam personel więzienia. 6.01.1943 r. zostałam przewieziona w wagonach bydlęcych do Lublina-Majdanka. Po drodze zostały przyłączone transporty kobiet z radomskiego, Częstochowy, kieleckiego. 7.01.1943 r. przybyłyśmy do Lublina. Z Lublina pędzone pod razami żołnierzy niemieckich, po kolana w śniegu szłyśmy do Majdanka. Tutaj kazali rozebrać się do naga, a następnie zaprowadzono nas do kąpieli. To była okropna kąpiel. Najpierw polał się na nas ukrop i bite i kopane nie mogłyśmy leżeć, ale musiałyśmy stać pod prysznicami. Potem polały się na nas strumienie lodowatej wody. Po kilkakrotnej zmianie pryszniców kazano wyjść nam na powietrze. Można sobie wyobrazić jak musiałyśmy marznąć na mrozie- mokre i nieubrane. Za trzy godziny dali nam ubrania, ale jakie okropne. Po ubraniu się wyglądałyśmy jak pajace. Krótka koszulka do pępka, długie majtki, a na to różowa balowa suknia. Wyobraźcie sobie jak to wyglądało. Ubrania były brudne, a posłania pełne pcheł, nic więc dziwnego, że zaczęły się szerzyć choroby. Po pewnym czasie zaprowadzono nas ponownie do kąpieli, ale tym razem dostałyśmy pasiaki obozowe, które robione były z pokrzyw i konopi. Chociaż były szorstkie i nieprzytulne, to chociaż jako tako ogrzewały. Porozdzielano nas do bloków po 500, 600 osób w każdym. Trzeba było się jakoś zorganizować, aby panował jako taki ład i porządek. W bloku znajdowały się dziewczynki, które zostały aresztowane podczas lekcji tajnego nauczania. Były wśród nas nauczycielki, które podjęły się nauczania dziewczynek. Założyłyśmy również szpital, przy którego organizowaniu duży wkład dała dr. Perzanowska. Codziennie odbywały się apele, na których byłyśmy ciągle liczeni. Apele zaczynały się o 5 rano, a kończyły nieraz o 12 w południe. Niemcy zaganiali nas do ciężkich robót. Praca trwała po dwanaście godzin lub przez cały dzień. Ja pracowałam w pralni, ale pralnia to wielkie słowo, to była katorżnia. Wyobraźcie sobie pranie w lodowatej wodzie, w lichej bluzie, podczas kilkunastostopniowego mrozu. Nogi przymarzały do podłogi, a ręce do pranej bielizny. Grzać się można było jedynie przy prasowaniu. Jedzenie w obozie było okropne. Jadłyśmy zupę z pokrzyw lub zgniłej brukwi. Nasze warunki polepszyły się po przyjechaniu do obozu członka Czerwonego Krzyża Szweda p.Chrystiansa, który był całym sercem oddany sprawie Polski. Postarał się o to, żeby mogły do nas chociaż paczki od rodzin i listy. Sam przyjeżdżał dwa razy w tygodniu i przywoził paczki od społeczeństwa lubelskiego. Listy zaczęły docierać dopiero w kwietniu. W tym samym czasie przybył transport z greczynkami. Inny klimat, zima i brak wyżywienia sprawiły, że zaganiane do ciężkiej pracy kobiety te szybko umierały. Niedługo potem wszystkie greczynki wyniszczone w komorach gazowych. Kobiety …eckie? , które przywieziono w mundurach żołnierskich w późniejszym transporcie zostały wywiezione z obozu i rozstrzelane. Jednak najstraszniej obchodzono się z Żydami. Wyniszczano ich w nieludzki sposób. W jednym z transportów były matki z dziećmi. Niemcy odłączyli dzieci od matek mówiąc, że oddadzą je do ,, Kinderheimu’’- domu dziecka. Ale były to tylko czcze kłamstwa. Dzieci zostały wyniszczone cyklonem, a wkrótce potem zamordowano ich matki. Żeby można było przetrzymać te ciężkie chwile musiałyśmy się nawzajem podtrzymywać na duchu. Musiałyśmy wierzyć, a przynajmniej starać się wierzyć, że wojna skończy się naszym zwycięstwem. 10 kwietnia 1944 r. zostałam przewieziona wraz z innymi moimi towarzyszkami do Oświęcimia. Każda z nas znalazła się w innym baraku. Warunki tutaj były dużo gorsze niż w Majdanku. Spałyśmy po 6 na wiórach starych i śmierdzących, gdzie normalnie pomieścić się mogły dwie osoby. Często zdarzało się, że śpiąca obok kobieta miała na swoim sumieniu morderstwo, były takie, które załatwiały swoje osobiste sprawy na miejscu. Nie zastanawiając się, że stwarza jeszcze gorsze warunki. W baraku umierały kobiety. Niemcy kazali rozbierać trupy i wynosić na zewnątrz nie pozwalając niczym ich przykryć. W moim baraku znajdowała się Lwowianka z wraz z czterema córkami. Wszystkie bardzo się kochały. Gdy najmłodsza z nich umarła na tyfus, matka nie stawiła się na apel i pozostała przy zwłokach zmarłej. Niemcy po przeliczeniu stwierdzili, że jednej osoby brak, przeszukali barak, a kiedy znaleźli zrozpaczoną matkę przy zmarłej kazali wziąć jej dziewczynkę za nogi i ciągnąć przez cały plac. W Oświęcimiu zostałyśmy wytatuowane. Robiły to Węgierki. Miałam nr 77364. W obozie spotkałam przyjaciółkę z konspiracji, która postarała mi się o prace w szpitalu jako pielęgniarka. Pracując przy dzieciach napatrzyłam się okropnych rzeczy. Widziała jak lekarze przeprowadzali na dzieciach i dorosłych doświadczenia i eksperymenty. Pobierali od dzieci po tyfusie krew dla swoich żołnierzy. Wycinali kości, inne narządy człowieka prawie na żywca. Pewnego dnia przyszedł do mnie Niemiec i zapytał czy chorowałam na szkarlatynę. Odpowiedziałam, że nie. Po tym za jakiś czas wstrzyknęli mi krew pobraną od dziecka. Dostałam zapalenia stawów, zapalenia nerek i ucha środkowego. Bez względu na stan mojego zdrowia- musiałam ciężko pracować. Po wielu cierpieniach jakoś wykaraskałam się z tych chorób. I tu w Oświęcimiu, tak jak w Majdanku przetrzymałyśmy ciężkie warunki wiedząc zawsze, że koniec wojny jest bliski, że nasze rodziny czekają na nas.
W końcu 1944 r. przybyła do Oświęcimia wizytacja z Czerwonego Krzyża Genewskiego. Niemcy przed ich przybyciem uprzątnęli baraki i podłączyli do nich wodę. Nam nie wolno było się uskarżać. Za to groziła śmierć. Niemcy w ostatnim roku wyniszczyli 3,5 miliona osób. Ewakuowali również jeńców w głąb Niemiec. 27.01.1945 r. wojska radzieckie wyzwoliły Oświęcim, a ja wróciłam do Piotrkowa.
Wywiad przeprowadziła Drużyna Harcerska Aleksandry Kosek w: E. Węglarskiej, W. Szczęśniak, H. Kubik, Ewy Ałaszewskiej.
7/3/69
Wykonałam własnoręczny odpis wywiadu powyższego, który jest w posiadaniu ZBoWiD-u-Oddział w Piotrkowie Tryb.
Piotrków Tryb. dn.18.04.1977r. Wacława Kamieńska
Opracowała Grażyna Gierczak na podstawie dokumentów zgromadzonych w CAPP oraz zdjęć przekazanych przez Wacławę Juszkiewicz - Kamieńską.